Sześciu miłośników książek z różnych środowisk spotkało się 16 kwietnia, aby omówić moją nową książkę - The Bend in the River of Life. Wszystko poszło dobrze, jeśli mogę tak powiedzieć, tutaj, w Knoxville, Tennessee. W grupie jest tylko 6 osób z bardzo różnych środowisk i wszyscy są żarłocznymi czytelnikami. Odbyło się to w domu Niny Martyris, międzynarodowej dziennikarki, która pisze dla różnych sklepów w Wielkiej Brytanii.
Wieczór rozpoczął się pyszną kolacją ugotowaną przez Ninę Martyris z pakorami kalafiorowymi, świeżo wyjętymi z patelni. Tylko kwiatki zanurzone w cieście z mąki z ciecierzycy, chili w proszku, mielonego imbiru i soli.
Potem wszyscy usiedliśmy do obiadu składającego się z mruczącego paneera, rukoli z kozim serem, kawałków migdałów i rodzynek oraz sosu winegret, a także pysznych małych quiche z COSTCO, które dodałem do stołu. To był usiąść obiad, który był miły i intymny. Suflet z mango po obiedzie cieszył się wszystkim, a Nina dała mi tylko kawałek smaku, ponieważ jestem cukrzykiem - nic dziwnego, że robiła to do dyskusji na temat książek od 10 lat, jest fantastyczna!
Ponieważ byliśmy małą grupą, dyskusja była niezwykle ożywiona i interesująca. Carol, dama po prawej stronie Niny, poprosiła o mapę Indii i chciała, żebym wskazał wszystkie miejsca, o których pisałem w książce, w tym skąd pochodzi Nina (Bombaj) i ja (Bangalore) To był świetny sposób na rozpoczęcie i pokażcie im, że oboje pochodzimy z Goa, który doznał wielkiego szoku, który uwolnił dopiero w 1961 roku od Portugalczyków! Niestety, oboje nie mówimy po portugalsku.
Marcia chciała wiedzieć, co to jest szykana i byłam smutna, że nie mam szyk, które można by spróbować. Przyniosłem pudełko z Andrew dla Hoskote, którego już dawno nie było. Chcieli wiedzieć, jakie jest mięso i jak smakują. Jakiego koloru był owoc i jaki był kolor miąższu? Co rozumie się pod pojęciem „dik”, a Nina wyjaśniła, że tak było, kiedy zbierała na swoich figach sok, który wypływał z łodygi. Skorzystałem z okazji, by zapytać ich, jak uratować brzoskwinie Andy'ego przed ptakami, a oni rozmawiali o siatkowaniu drzewa, co zrobimy, gdy się powiększą.
Dyskusja toczyła się na temat Parkinsonów i napotyka trudności. Kiedy wyszli, powiedziałem im, jak zrobiłem testament, a jeden opowiedział mi, jak zrobiła ją jej matka, i przeszła przez kolejne szczegóły, aby upewnić się, że rozumie, czego chce. Powiedziałem jej, że po prostu odpycham mamę i tatę, mówiąc, nie bądźmy chorobliwi i rozmawiajmy o tym, dopóki nie będzie za późno.
Marcia była przekonana, że powinienem mieć słownik wyjaśniający indyjskie słowa, które tam miałem. Tak, powinienem był, ale nigdy nie zdawałem sobie sprawy, że będę miał międzynarodową publiczność.
Zapytali o zaaranżowane małżeństwa i jak to działało dla mamy i taty oraz jak działa dzisiaj w Indiach. Koncepcja była dla nich tak obca, ale działa do dziś w wielu częściach świata poza Indiami, choć na różne sposoby.
Z sercem ciepło wszyscy poczuli, że książka pokazuje moją miłość i szacunek dla rodziców, którzy tak wiele dla nas zrobili. Mimo że chodziło o przewlekłą chorobę, podobały im się szczęśliwe chwile spędzone z nimi przez dziewczęta, kiedy miały się dobrze. Szczególnie podobało im się to, że mama robiła jej Mistrzów, gdy miała 50 lat. I podobały im się moje opisy, jak ubierze się jako żona oficerów i nasze wakacje w Barodzie.
To był taki ciepły i intymny wieczór, w którym każdy z nich również dzielił swoje życie, a dwóch z nich, którzy są buddystami, przebywało w Indiach, w Bodhgaya i Varanasi.
Recenzja jednego z czytelników w tej dyskusji
Bardzo dziękuję za podzielenie się z nami książką, udzielenie odpowiedzi na nasze pytania i rozmawianie o wszystkim - od chikoos i aranżowanych małżeństw po mapę Indii. To była cudowna, ożywiona dyskusja. Jak powiedziałem przy stole, twoja miłość, podziw i szacunek dla twoich rodziców lśni na każdej stronie powieści. Rozświetla historię i wzmacnia przesłanie życia i nadziei pośród cierpienia. Jak idealne na Wielkanocny Tydzień.
Chciałem też skomentować interesującą strukturę książki. Sposób, w jaki rozwijasz historię w każdym rozdziale, wracając do Parkinsona i jego niszczących efektów. To genialne urządzenie, które służy do zakotwiczenia książki i skupienia się na głównym motywie. Pozwala także czytelnikowi wyobrazić sobie rodziców zarówno w najlepszych latach ich życia, jak i w ich smutniejszych latach po chorobie Parkinsona.
Wreszcie tytuł: delikatny, głęboko sięgający tytuł. Po przeczytaniu książki tytuł jest nasycony słodko-gorzkim znaczeniem - dla mnie przypomniał sobie ten fragment o tym, jak twój tata, oficer lotnictwa, wytrwał przez całe życie - w postawie i zasadzie - nagle znalazł się pochylając się do przodu na początku tej okrutnej choroby. Był to oszałamiający zakręt w rzece jego życia, którego nikt nie mógł przewidzieć ani zaplanować. Cóż za cudowne, że miał przy sobie córki takie jak Sabrina i Samara, które opiekowały się nim, kiedy najbardziej tego potrzebował.