Recenzja - Bloody Mary
To ekscytujący debiut Bloody Mary, jednego z pierwszych zespołów podpisanych z SixSixSix Records, nową wytwórnią Dave'a Pybusa (wcześniej Cradle of Filth). Pochodzą z Włoch i mają ciekawy, gotycki dźwięk, który jest jednocześnie znajomy i nowy. Brzmią jak mieszanka H.I.M., Roberta Smitha z The Cure i rockerów Fixx z lat 80. XX wieku. Balaam and the Angel, ktoś?

Bloody Mary to wokalista Aldebran, gitarzyści Stranger i LaMountain, basista LaRouge i Jüerghen na perkusji.

Brzmiące jak nowy zespół, wypadają z bramki otwieraczem „Icy Blue”. Stały rytm zakotwicza chrupiące gitary otaczające martwy, ale wciąż żywy wokal Aldebranu. To mocny, mocny utwór, który powinien być grany w klubach tanecznych. Jest ciężki, ale ma prawdziwą wrażliwość melodyczną, która toczy się i kołysze.

„Drops” kontynuowane jest w tym samym stylu, melodyjnym i chwytliwym z doskonałym refrenem. „I will be unfeeling” jest wycięty z tej samej tkaniny. „Cease to Burn” to wolniejsze cięcie, w którym Aldebran zbliża się do terytorium Petera Steele'a (negatywny typ O) ze swoim oddaniem trumny.

„Judas Spite” nieznacznie zmienia tempo i dziwi dziwnymi tekstami, ale jest świetną piosenką. „The 2nd Chance” rozwija się w szybszym tempie niż reszta --- dobry refren tutaj. Zaskakujące „Learn to Fly” pokazuje bardziej miękką stronę zespołu w pierwszej części piosenki, zanim zaczną grać gitary. „Little Sister” i „Before the Rain”, które zamykają płytę, są solidnymi rockerami.

Chociaż ostatnia część płyty jest nieco opóźniona, ponieważ brzmi nieco podobnie, płyta udaje się dzięki doskonałej pierwszej połowie (szczególnie „Icy Blue” i „Drops”) oraz ogólnej jakości każdego z 10 cięć. Produkcja jest dobra, a nagranie cię nie zdziera, po prostu nie przekracza 40 minut.

Bloody Mary, z ich tajemniczym wizerunkiem Goth, dopracowanym brzmieniem i mocnym arsenałem piosenek, wydaje się być mocnym występem na żywo, a tymczasem rockowe radio ma kilka potencjalnych hitów z tą płytą.

Instrukcje Wideo: Horror Maniacy: FILM #1. Bal Maturalny/Prom Night (1980) - recenzja. (Może 2024).