Song Drozd i Siostra Peter

Każde nowe źdźbło szmaragdowej trawy za oknem klasy świeciło błyszcząco w tym wyjątkowo ponurym świetle słonecznym wczesnej wiosny - szok dla oczu po bladości zimy. Każde ostrze pochyliło się i zadrżało delikatnie na wietrze, przez które walczyły wieżyczki, aby przynieść świeże gałązki do naprawy gniazd w przeciwległych wierzchołkach drzew. Powiększone szybą okna w klasie promienie słoneczne paliły plecy dziecka przez jej wełniany sweter, gdy obliczała liczbę godzin, po których jej dłonie mogły przejść przez te zielone fale lub chwycić szorstką korę dębu.


Była pewna, że ​​widziała szelest w dolnych liściach, oznaczający gniazdowanie drozda śpiewającego. Ten szelest był zwykle generowany przez delikatny, powtarzalny ruch matki ptaka, który krążył powoli i celowo wokół gniazda, wygładzając cienkie ściany gliny do perfekcji. Gdy opadła miękkim, puszystym biustem brzegiem słomy, widoczny był tylko blady pasek jej oka. Rozmyślając, brązowa i pstrokata, stopiłaby się na tle kory i gałęzi.


10,25. Dokładnie jedna godzina i dwadzieścia pięć tykających minut, a było to tylko do chwili, gdy Dinner Hour pomyślała dziecko, gdy wcisnęła dziób swojego ptasiego doodle rysując obok ułamków.


Jej przyjaciółka Imelda nagle podskoczyła. W tym tygodniu była Monitorem Drzwi. Drgnęła lekko, wpuszczając jedną z Sióstr Kuchni. Wszystkie dziewczyny się uśmiechnęły. To była Siostra Piotr, jak zwykle szczerzy pozdrowienia i rozmaite. Wydawało się, że wszędzie nosi przy sobie aurę oparów kuchennych - dziś był to zapach wrzącego mięsa. Starsze dziewczyny dały do ​​zrozumienia, że ​​musiała pracować w kuchni, ponieważ nie umiała czytać ani pisać.


„Jedna z Sióstr Kuchni została źle potraktowana”, usłyszeli.
„Czy jednej z dziewcząt można oszczędzić do kolacji?”


Siostra Ignatius skrzyżowała ramiona, otoczone czarnymi pasmami, i postukała się w stopę.
„Idę” wypisała Imelda, zamykając książkę sumaryczną.
„Nic takiego nie zrobisz” - warknęła Siostra Ignacy, jej oczy były zimne jak kamyki w dnie strumienia na łące wodnej za boiskiem szkolnym.
„Twoja matka jest damą - co by pomyślała?”
Jej oczy spoczęły na przyjaciółce Imeldi, szczupłej siedzącej przy oknie.
„Ten ma kamień na serce”, wyszeptała Imelda do ucha swojej przyjaciółki i szturchnęła ją, by wstała: „Dalej - chce, żebyś zarobił na utrzymanie!”


Szczupłe dziecko podążyło za Siostrą Peter z ciepłej, cichej klasy wzdłuż wyłożonego płytkami korytarza do drzwi, w których wpadało powietrze, oddychając zapachem zmiażdżonych liści geranium. Lubiła pelargonie z ich bezczelnymi jaskrawymi kolorami, a także siostrę Peter. Wiedziała, że ​​da jej ciasto z kamienia.


W kuchni wszystko było zajęciem. Ziemniaki wrzucano do wrzenia, aluminiowe pokrywki rondla odbijały się wokół płytek podłogowych, i oczywiście były „spadki” - metalowe wiadra z trzaskającymi uchwytami odbijające się echem od ścian naczynia. Siostra Peter zdjęła z ramion czarno-białe ginghamowe ochraniacze rękawów i wykorzystała je do wytarcia pary z zmywalnej wody z grubych szklanek. Miały ciężkie czarne felgi, ale jej oczy śmiały się za nimi. Dała dziecku dwa kawałki Fruit Brack * i skinęła głową, zachęcając do zjedzenia ich obu.

„Twoje ramię stanowiłoby dobrą nogę wróbli”. Powiedziała, sprawdzając nadgarstek. „Zjedz je i weź”.

Następnie podniosła w każdej ręce wiadro ze skórkami warzyw, liści herbaty i śmierdzących skorupek jaj. Wyszła przez drzwi do kuchni, ścieżką prowadzącą do ogrodu kuchennego. Dziecko podążyło za nim, mocno chwytając wiadro, którym jej małe ciało mogło się przed sobą, uderzając nim o swoje opasane kolana. Zatrzymując się dwa lub trzy razy, aby postawić wiadro na ścieżce czerwonego popiołu przed sobą, zdała sobie sprawę (z entuzjazmem zobaczyć wewnętrzne funkcjonowanie klasztoru), że zmierzają w kierunku Kury Ucieczki.


Za drutem kurze oczy kury wpatrywały się w nią - każde żółte, koralikowe, szkliste. Zadrżała w słońcu, choć włosy pod jej dłońmi były bardzo gorące, gdy wepchnęła je za uszy. Siostra Peter opuściła pierwsze wiadro na upieczoną ziemię. Nie było tu trawy, tylko kurz z zadrapań pazurów kurczaków, pazurów grubych, żółtych, zrogowaciałych i ostrych. Kurczęta bez wrażenia zignorowały obierki ziemniaczane, przewracając każdy kęs, aby dostrzec coś niewidzialnego pod spodem. Ich plecy lśniły tłusto miedzią w blasku płonącego słońca.Jeden z nich był większy niż wszystkie inne i paradował niebiesko-zielonymi piórami ogona tam iz powrotem wzdłuż attyki klatki.


„Można by pomyśleć, że był pawiem zamiast koguta” - nagle oznajmiła siostra Peter. „Święty Piotr potępił swojego Mistrza trzy razy przed kogutem. Pamiętaj, że kiedy jesz jajka wielkanocne w tę niedzielę. Nie zrobiłbyś tego, na pewno nie zrobiłbyś? ”
„Nie, siostro”, odpowiedziało dziecko, wpatrując się ze strachem w okropnego ptaka. Kogut taki jak ten podskoczył jednocześnie dwoma nogami i zaatakował jej młodszego brata. Pozostawił głębokie czerwone zadrapania na plecach.

„Nie myślałem” skinęła głową siostrze Peter, biorąc sześć jaj z głębin kieszeni.
„Wsuń je do swetra i nie powiedz innym dziewczynom.”
„Ale siostro, czyż nie pękną?” dziecko zaryzykowało, gdy kroczyli ścieżką po więcej wiader, ciężki czarny strój Siostry zmiotł zapach rozmarynu i tymianku w powietrze, gdy maszerowała.
„To nie są zwykłe jajka” - oddzwoniła. „Są zrobione z cienkiej czekolady powleczonej cukrem”.


Pospiesznie, gdy zbliżali się do okna klasy, mała dziewczynka wepchnęła je do kieszeni swetra, po trzy z każdej strony. Dwóch więźniów podniosło wzrok znad sumek, a jedna nawet z zazdrością wysunęła język, mijając ją. Nie obchodziło jej to - wpatrywała się w te wspaniałe jajka tak długo, jak tylko chciała w domu. Planuje, jak najlepiej zmaksymalizować cudowną niespodziankę dla swoich młodszych braci. Może nawet włożyłaby je w prawdziwe jajka na „trochę wielkiego gazu * dla nich wszystkich” w niedzielę wielkanocną. Czuła, jak jej serce uśmiecha się na myśl o podnieceniu najmłodszych, gdy wylewała zawartość ostatniego wiadra, cieknącego śmierdzącego bałaganu szlamu towarzyszącego obierkom.
„Idźcie„ wyjdźcie z tego ”- pomachała siostrze Peter, próbując jej podziękować. „Powiedz mamusi, że to ci pomoże tego dnia, a także przez wszystkie pozostałe dni - wystarczy na jedno dla każdego z was.”


Wieczorem, po oskórowaniu goleni zsuwających się z pnia dębu z gniazda Drozdu, wyjęła ulubione pudełko zapałek swojego brata. Następnie starannie wypchnęła ją owczą wełną. Delikatnie umieściła w nim maleńkie owalne jajko o najjaśniejszym, najzimniejszym błękicie, małą łyżeczkę nieba, pomyślała, nakrapiane plamami koloru skóry. Powoli zamknęła pudełko jednym palcem.


W późnym popołudniowym słońcu było jeszcze ciepło, kiedy ona i jej młodszy brat dotarli do gniazda. O dwa lata młodszy od siebie ogłosił z przygnębieniem, że obserwował cały dzień i był pewien, że leciał ptak.
„Najprawdopodobniej te szykane wieże”, dodał z powagą.


Gdy manewrowała ręką przez rozdzierające jeżyny i bluszcz w ciemne gniazdo, spotkała się z nieziemskim chłodem, który potwierdził ich najgorsze obawy. Nie byłoby obserwować adeptów gammy, przewracających się, aby zdobyć nowe techniki niezbędne do osiągnięcia powietrznych akrobacji lotniczych. Zimno czterech jaj było ciemne, głębokie i ostateczne. Wystarczająco zimno, aby zszokować ciepły palec.
„Czy je rozgrzejemy?” rozległ się drżący głos z dołu, z wiadomości.



Zainspirowana jego siostra zawołała, próbując go pocieszyć. „Wiem, co zrobimy”
„Damy je jako prezenty, takie jak pisanki”.
Zdejmując wełniany kardigan, ostrożnie załadowała ładunek jajek, jedną niebezpieczną podróż, do kieszeni i zwiesiła go długim rękawem, ku swojemu bratu, który spojrzał w mrok od dołu.


Po powrocie bezpiecznie do domu na progu, dała mu trzy pudełka zapałek z samochodami z przodu i umieściła ostatni, ten z wizerunkiem łabędzia, w rogu swojej brązowej skórzanej torby. Rano, gdy zabierała Obiadowy Rejestr do Kuchni, umieszczała go na parapecie Scullery, obok pelargonii, zaadresowanym do Siostry Peter.



* 1 - „wspornik” - tradycyjny irlandzki chleb owocowy, zrobiony z sułtanek nasączonych herbatą.

* 2 - „świetny gaz” - „świetna zabawa”

Ta historia pochodzi z mojej pierwszej kolekcji opowiadań „Dead Nuns Shoes”, która została opublikowana za pośrednictwem Lulu.com Self-publishing pod pseudonimem Siobhain O Cuillinn. Historie te przedstawiają czasem ponure, a czasem błyskotliwe iskry staromodnej edukacji klasztornej.





Instrukcje Wideo: Anyone I Want To Be (Może 2024).