Wywiad - Louise Jameson, Doctor Who
W pierwszej części naszego wywiadu z aktorką Louise Jameson, który odbył się na kongresie Chicago Tardis w weekend z okazji Święta Dziękczynienia 2010, omawiamy jej rolę „Doktora Who” jako wojownika Sevateem Leela, która towarzyszyła Czwartemu Doktorowi Tomowi Bakerowi w niektórych jego najbardziej niezapomniane przygody. W późniejszych odsłonach omówimy jej inne prace i doświadczenia związane z konwencją.

Louisejameson
P: Słyszałem, jak rozmawiałeś o pracy z Tomem Bakerem i reżyserami jako niekoniecznie dobrym czasem, i zastanawiałem się, czy powiedziałbyś, że twoje rzeczywiste doświadczenie na planie było ogólnie negatywne czy pozytywne?

Louise Jameson: Bardzo trudno jest być czarno-białym. To było niezwykłe doświadczenie, a wszyscy technicy byli naprawdę, bardzo mili, a Tomowi bardzo trudno było pracować. Jesteśmy teraz bardzo dobrymi przyjaciółmi i on dojrzewa z wiekiem, więc nie chcę tu siedzieć i wymieniać wszystko, co zrobił źle. Był bardzo hojny z przeprosinami i są one w pełni akceptowane, więc rysuję pod tym linkiem. Powiedziałbym, że zostałbym w nim dłużej, gdybyśmy lepiej sobie radzili.

P: Co powiedziałbyś, że nauczyłeś się z bycia w serialu?

Louise Jameson: Szybko nauczyłem się techniki telewizyjnej. Nauczyłem się, jak trafić w cel, znaleźć światło i znaleźć soczewkę, a nie ocieniać mojego kolegi aktora. To była naprawdę dobra klasa mistrzowska w technice telewizyjnej. I oczywiście, ponieważ nie było czegoś takiego jak obrazy generowane komputerowo, musieliśmy uwzględnić wszystkie te efekty specjalne i czasami wymagałoby to zatrzymania przez 15 minut w bezruchu. Dyscyplina tego - śmiałbyś się, gdybyś został o to poproszony teraz. I cały materiał CSO - nakładka separacji kolorów, w której pracujesz na niebieskim ekranie - tak, nienawidziłem tego wszystkiego. Reagowałem na rzeczy, których tam nie było, i wchodziłem po schodach, których tam nie było. W „Underworld” to zrobiliśmy i nie sądzę, żeby działał całkiem z powodu całej technologii.

P: Jak to było ożywić Leelę, od postaci przedstawionej w scenariuszu do „prawdziwej” osoby w telewizji?

Louise Jameson: Myślę, że kiedy Bob Holmes napisał do Leeli i Chrisa Bouchera, moja praca została wykonana. Myślę, że najtrudniejszą rzeczą było, gdy scenarzyści przyszli z przygodą i wcisnęli w nią bohaterów, w przeciwieństwie do zabrania bohaterów i rozwijania ich relacji niezależnie od przygody. Czy wiesz co mam na myśli? Kiedy zostałem napisany jako „Towarzysz” i powiedziałem „Co to jest, Doktorze” - istnieje tylko tyle sposobów, aby to zinterpretować. Ale z kimś takim jak Bob, który wprowadził zwierzęcy instynkt. I faktem było, że Leela była bardzo inteligentna; była po prostu niewykształcona, a on to potwierdził w swoim piśmie.

P: Czy uważasz ją za wyzwanie, szczególnie na początku?

Louise Jameson: Byłem bardzo zdenerwowany. Byłem bardzo zdenerwowany tym kostiumem - nie spodziewałem się tego kostiumu. Ale chłopaki byli tacy mili, nie szowinistyczni. Były po prostu bardzo komplementarne i ułatwiały mi życie, niż mogłoby być inaczej. Więc ta strona mnie denerwowała. Ale zawsze byłem - o Boże, to brzmi arogancko, nie wiem jak to powiedzieć - zawsze wiedziałem, że jestem dobrą aktorką. Myślę, że mogę sprostać praktycznie każdemu skryptowi. I jestem bardzo dobrze wyszkolony. Odbyłem dwa lata w Royal Academy of Dramatic Art i prawie natychmiast trzy lata w Royal Shakespeare Company, które kontynuowały naukę. Mieliśmy lekcje sonetu i ruchy oraz lekcje głosu. Mam więc naprawdę dobry trening klasyczny i myślę, że jeśli go masz, możesz zastosować go w dowolnym skrypcie. Ja również uczę i myślę, że kiedy nauczasz, jesteś w pełni roztropny, ponieważ nie chcesz podawać uczniom niewłaściwych informacji. Dlatego stale poprawiasz swoje podejście i podejście do swojej pracy.

P: Leela bardzo różni się od Szekspira, przynajmniej zewnętrznie.

Louise Jameson: Jest, ale jest wywyższona, prawda? ... Podjąłem bezwzględną decyzję, by nie skracać żadnego z jej słów, więc zawsze mówiła: „nie, nie mogłaby,” nigdy „nie, nie mogłaby” t "tylko po to, aby dać jej nieco nieco prymitywniejszy, staroświecki charakter, ponieważ była potomkiem ludzi, aby rozwijały się nieco inaczej niż ludzie na Ziemi. Decyzje te podejmowaliśmy na samym początku. I, jak w przypadku każdej postaci, znalazłem zwierzę, na którym mogłaby ją oprzeć, czyli mój ówczesny pies, który zrobiłby to, przechylając głowę. A mała dziewczynka, która mieszkała na górze, nazywała się Sally; miała trzy lata, kiedy dostałam pracę i wiele z niej na niej oparłem. Obserwowałem jej mowę ciała, [uczyniła Leelę] dziecinną, ponieważ doktor jest takim profesorem - profesor Higgins, naprawdę, dla Eleli Doolittle. W „Talons of Weng Chiang” ta historia była plagiatem i wykorzystana. Chciałbym, żeby zrobili więcej.

Kiedy grałem w Portię [Kupca weneckiego Shakespeare'a] lub Rosalind w „As You Like It”, nadal szukałem zwierzęcia i szukałem języka ciała innej osoby i słuchałem muzykalności języka, więc to samo dotyczy. I myślę, że jeśli pracujesz z niezbyt dobrym współczesnym scenariuszem, zastosowanie wszystkich tych klasycznych technik usuwa go ze strony w taki sposób, że podejście do niego jest tak, jakby nie było rozmowy telefonicznej. Czy to ma sens?

P: Słyszałem (pisarz i redaktor scenariusza) Terrence'a Dicksa na tej konwencji, że jego zdaniem doktorzy zawsze powinni ratować towarzyszy. Ale najwyraźniej zaczęło się to zmieniać w latach 70. i 80. i zastanawiałem się, jak postrzegałeś Leelę pod względem tego środowiska?

Louise Jameson: Cóż, ona musi być szyfrem. Potrzebujesz kogoś, kto zapyta: „Co to jest, doktorze?” aby Doktor mógł następnie wyjaśnić publiczności przez towarzysza, zamiast rozmawiać ze sobą przez całą drogę. Towarzysz jest więc urządzeniem, ale naprawdę interesujące jest zobaczyć, jak rozwijał się on politycznie od lat 60. do współczesności. Nie jestem pewien co do seksu, snogowania i flirtowania - jest zupełnie inaczej. Ale może to tylko ja jestem staromodny. Wydaje mi się, że z czasem musi się poruszać, a oglądane postacie przechodzą przez dach.